czwartek, 18 grudnia 2014

Od Williama:

Ile to już dni? 300 czyż nie...300 cholernych dni tej epidemii. Wszyscy nie żyją albo chodzą jako te...te potwory. Szybko wziąłem puszkę konserwy z lodówki jakiegoś domu. Powoli chodziłem po domu. No jak widać komuś dobrze się wodziło. Wielki dom. Zauważyłem zdjęcie jakieś rodziny. Mężczyzna w okularach przytulał swoją żonę a dzieci stały obok i się uśmiechały. Oni jeszcze nie wiedzą co ma się stać. Szkoda mi ich. Odłożyłem zdjęcie i podszedłem do drzwi wejściowych. Otworzyłem je powoli. Nikogo i niczego nie było. Słońce mocno świeci. No ja się nie dziwie chyba jest lato...już sam nie wiem...Wyszedłem z domu. Ulicy były puste...żadna nowość...rozwalone samochody, trupy, krew, śmieci to było na ulicach naszej pięknej ziemi...aż mi się niedobrze robi kiedy czuję zapach trupów.
-Hrarah...
Usłyszałem ten dźwięk. Dochodzi zza samochodu który właśnie omijałem.  Powoli podchodziłem i...i zobaczyłem tego potwora. Gruby stwór siedział bez nóg przy samochodzie i jęczał. Cały we krwi.
-Obrzydliwy jesteś-widziałem że jest bezbronny. Nie mógł się ruszyć. Zauważyłem że rąk też nie ma. Przykucnąłem koło niego.
-Hrarah...
-A ty kim byłeś?-spytałem trupa. Oczywiście nie oczekiwałem na odpowiedź gdyż byłoby to niedorzeczne-Ojcem? Może politykiem? To już nie ważne...jesteś zwykłym potworem pożerającym rodziny-potwór spojrzał na mnie i próbował mnie chwycić-Ech...nie masz rąk-wstałem. Z kieszeni wyciągnąłem młotek. Popchałem grubego stwora. Nie mogłem przecież bić go jak siedzi przy samochodzie. Jeszcze przez przypadek walnę w samochód i zejdzie się takich jak on więcej. Podszedłem do jego głowy i...z całej siły walnąłem go młotkiem w głowę. Pamiętać trzeba zniszczyć mózg. Zombie są bardzo interesujące...serce i inne narządy nie działają oprócz mózgu. Jeśli zniszczysz mózg ginie cały zombie i wiesz że nie wróci. Jeszcze kilka razy go walnąłem w głowę żeby się upewnić że nie wstanie. Otarłem czoło z potu i poszedłem przed siebie, Idę przed siebie bez celu...codzienność. Jak to się stało że przetrwałem? Przecież nie jestem silny ani inteligentny. Każdego dnia myślałem nad tym...po co mi żyć na tym świecie? Nigdy mnie tu nie spotka szczęście. A co jeśli jestem ostatnim człowiekiem na świecie? W ten zauważyłem jakąś...dziewczynę? Szła gdzieś. Miała...broń. Hmm interesujące pójdę za nią...i tak nie mam nic do roboty, a zaczynam bzikować...gadam do zmobie...
Szedłem za nią jakieś 15 minut kiedy wreszcie stanęła i się odwróciła w moim kierunku. Wymierzyła we mnie z pistoletu.
-Czego chcesz?-spytała. Ja podniosłem ręce do góry.
-Em cześć-uśmiechnąłem się-jesteś pierwszą osobą jaką widzę po 3-stu dniach...



Anabelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz